„Jak brzmi bezpieczeństwo? UNIQA brzmi bezpiecznie!”
Oceniając filmy festiwalowe, promujące kraje, regiony, miasta lub firmy, jurorzy zwracają uwagę przede wszystkim na oryginalność dzieła. I coraz częściej jesteśmy zaskakiwani znakomitymi pomysłami scenariuszowymi lub realizacyjnymi. Na tegorocznym festiwalu FilmAT pojawił się właśnie taki film. Firma UNIQA Polska, zajmująca się ubezpieczeniami przedstawiła obraz „Jak brzmi bezpieczeństwo – UNIQA brzmi bezpiecznie”. To element kampanii wizerunkowej towarzystwa. Temat tej akcji to bezpieczeństwo oraz dźwięki, które się z nim kojarzą. Twarzą kampanii jest Henryk Zastróżny, człowiek-orkiestra (dźwiękowiec); bez wątpienia najlepszy imitator dźwięku filmowego w Polsce.
Według definicji PWN: „film to seria następujących po sobie obrazów z dźwiękiem lub bez dźwięku, wyrażających określone treści, utrwalonych na nośniku wywołującym wrażenie ruchu”. To też utwór artystyczny wykorzystujący tę technikę. W potocznym rozumieniu, film to sztuka przemawiająca do nas za pomocą ruchomego obrazu. O roli dźwięku zapominamy, albo nie zdajemy sobie sprawy, jak jest ważny. A przecież nawet w epoce kina niemego, ażeby ułatwić odbiór filmu, w kinach zatrudniano taperów – pianistów grających na pianinie lub na organach, ilustrujących to, co się działo na ekranie. Po premierze „Śpiewaka jazzbandu” 6 października 1927 roku – pierwszego fabularnego filmu dźwiękowego – w kinematografii dokonała się prawdziwa rewolucja. Dźwięk stał się pełnowartościowym elementem filmu.
Ścieżka dźwiękowa filmu składa się z pięciu elementów:
– dialogi – teksty mówione przez aktorów lub komentarze wygłaszane przez lektora;
– gwary – niesynchroniczne i najczęściej nieczytelne głosy ludzkie stanowiące tło dźwiękowe niektórych scen;
– muzyka – mająca najczęściej zadanie budowania napięcia w poszczególnych scenach filmu;
– efekty dźwiękowe boczne – wypełniające przestrzeń dźwiękową, ale w sposób niesynchroniczny (np. szum wiatru, deszczu, hałas ulicy, śpiew ptaków czy tykanie zegara);
– efekty dźwiękowe synchroniczne – związane z tym, co się dzieje na ekranie, np. stukot butów na podłodze, czy chodniku, pukanie do drzwi, dźwięki odkładania różnych przedmiotów widocznych w kadrze.
Ścieżkę dźwiękową filmu tworzy się po zmontowaniu obrazu. Nawet jeżeli wykorzystujemy nagrania z planu zdjęciowego zawierające naturalne efekty, to i tak trzeba dodać to, co się nie nagrało, albo zmienić, bo dźwięki brzmią nienaturalnie. Bardzo często prawdziwe odgłosy są nie do przyjęcia i wtedy trzeba stworzyć takie, które będą zgodne z potrzebami filmu i intencjami reżysera.
Henryk Zastróżny jest wybitnym specjalistą w tworzeniu efektów dźwiękowych. Znam go doskonale, bo zaczynaliśmy pracę w kinematografii mniej więcej w tym samym czasie, w latach 70 ubiegłego wieku. Gdy studiowałem w Szkole Filmowej, zdarzało się, że pracowałem na dniówki w studio dźwiękowym Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi jako statysta wykonujący pomocnicze prace przy nagraniu gwarów lub efektów dźwiękowych. Wtedy też Henryk Zastróżny pracował jako technik obsługujący projekcje na salach wydziału dźwięku. Szefem od efektów był Zygmunt Nowak. Legendarna już postać w świecie filmowym. Prawie każdy polski film, począwszy od „Przygody na Mariensztacie” z 1953 r., a skończywszy na dokumentalnym „Idź” Grzegorza Królikiewicza z 1989 r., korzystał z jego usług. Zygmunt pracował jako technik dźwięku w wytwórni filmowej w Łodzi i był odpowiedzialny za jedną z sal do udźwiękowienia. Pewnego razu (to było przy filmie „Pokolenie” Andrzeja Wajdy) na sali synchronizacyjnej nagrywano efekty, a wśród nich miał być odgłos pożaru. Pracujący przy tym filmie imitator, mający doświadczenie teatralne, przyniósł na plan kanister z benzyną. Przy pomocy brytfanny, na którą wylewał paliwo, chciał wzniecić pożar, ale w studio dźwiękowym obowiązywał zakaz palenia.
– Tata, odpowiadający za salę, nie zgodził się na taką imitację pożaru – wspomina syn Zygmunta – Wiesław. – Imitator stwierdził, że inaczej nie potrafi go “zrobić”. Tata uznał, że sam się tym zajmie. Wziął kawałek celofanowej folii, zaczął dmuchać w mikrofon i wyszedł znakomity pożar. Od tej pory ten “pożarek” był jego popisowym numerem.
Zygmunt Nowak, miał nie tylko absolutny słuch muzyczny, ale też znakomite pomysły, jak osiągnąć pożądany efekt dźwiękowy. Pamiętam, przy filmie „Nauka latania” (debiut reżyserski operatora Sławomira Idziaka, ja zajmowałem się tam organizacją produkcji), reżyser poprosił, ażeby w scenie, w której bohater – mały chłopiec przechodzi nocą korytarzem sanatorium dla chorych na płuca, było słychać, jak bakterie gruźlicy krążą w powietrzu. Zygmunt Nowak długo myślał i następnego dnia przyniósł malutki dzwoneczek, wydający bardzo delikatne dźwięki. I rzeczywiście, efekt był taki jak tego chciał reżyser.
Henryk Zastróżny często pomagał Nowakowi w trakcie pracy i po pewnym czasie stał się jego ulubionym, najlepszym asystentem.
Henryk wspomina te czasy:
– Zygmunt odkrył u mnie jakieś predyspozycje, a on – jako znakomity fachowiec – umiał odpowiednio dostrzec i ocenić to w krótkim czasie. Przez cały okres pracy z nim nie usłyszałem jednego słowa krytyki za np. przyniesiony zły rekwizyt, czy założony nieodpowiedni but do imitacji kroków…
Praca wtedy nie była prosta. Nagrań dokonywano na taśmie magnetycznej, nie było komputerów pozwalających na łatwy montaż dźwięku.
Szybko się okazało, że Henryk potrafi tworzyć efekty dźwiękowe nie gorzej niż jego mistrz – Zygmunt. W Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi w latach 80. ubiegłego wieku powstały dwie grupy realizatorów efektów – jedna złożona z synów Zygmunta Nowaka – Zbigniewa, Bogdana i Wiesława (ten ostatni przeniósł się szybko do Se-ma-fora, gdzie pracował jako operator dźwięku), a druga Zastróżnego. Po pewnym czasie Henryk, nie chcąc tworzyć niepotrzebnej konkurencji, przeniósł się do Szkoły Filmowej. Tam zajmował się udźwiękowieniem etiud studenckich, a szczególnie nagrywaniem do nich efektów dźwiękowych. Wśród reżyserów fabularzystów rozeszła się opinia, że jego efekty są najlepsze, w związku z czym często pracował na potrzeby filmów fabularnych. Po śmierci Zygmunta, a następnie Bogdana i Zbigniewa Nowaków, Henryk pozostał samotnym mistrzem nagrań. Wśród łódzkich filmowców żartowano, że duch Zygmunta musiał wejść w ciało Henryka, bo jego praca była równie doskonała, a nawet chód i gesty miał podobne. Poza tym charakteryzowały go absolutny słuch muzyczny, wielka wyobraźnia, pracowitość, poczucie humoru i skromność.
Pamiętam jak tworzyliśmy warstwę dźwiękową do animowanego, lalkowego filmu „Ichthys” (reż. Marek Skrobecki). W jednej ze scen bohater, będący jak gdyby skrzyżowaniem człowieka i robota, miał wrzeszczeć z rozpaczy. Reżyser zażyczył sobie, ażeby głos był z pogranicza ludzkiego i nieludzkiego. Henryk znalazł rozwiązanie i zgrał zawodzący krzyk człowieka z kwikiem świni. Wyszedł niesamowity wrzask robiący w filmie wielkie wrażenie.
W monograficznym dziele „Fabryka snów” Stanisława Zawiślańskiego i Tadeusza Wijaty Henryk Zastróżny tak opowiada o pracy w dwudziestym wieku i współcześnie:
– Ówczesna technologia nam nie pomagała. Dziś w komputerze nie byłoby żadnego problemu podłożyć ten dźwięk, przemontować. Zajęłoby to zaledwie chwilę. Wtedy nie istniały takie możliwości. W tamtych czasach trzeba było osiągać mistrzostwo w robieniu efektów. Dziś nie są już potrzebne aż takie umiejętności: coś się nagra, podmontuje, podrasuje, wysynchronizuje i jakoś to jest. Ja przeszedłem dobrą szkołę na Łąkowej. Do nagrania efektów tak się spinam jak sprinter w bloku startowym, żeby zrobić to dobrze i szybko. Nie ma tak, że tu sobie puknę, a tu trzasnę i będzie… A niektórzy dzisiaj tak właśnie podchodzą do efektów: coś tam sobie nagrają, potem w komputerze przerobią, dopasują i puszczają. Ja pracowałem i pracuję inaczej. Robię film, żeby miał duszę. Nie może to być zlepek przypadkowych dźwięków, które się wzięło z podręcznej fonoteki. Od Zygmunta tego się nauczyłem i zawsze starałem się tworzyć dźwięk finezyjny. Dźwiękiem, efektami się opowiadało – tak jak muzyką.
W filmie zrealizowanym dla UNIQA, Henryk Zastróżny dostał niesamowite zadanie: pokazać jak brzmi bezpieczeństwo. Warto obejrzeć ten film, żeby zobaczyć jak pracuje najlepszy polski imitator dźwięku i dowiedzieć się, jak może wybrzmiewać bezpieczeństwo.
W spocie bohater staje przed wyzwaniem – zastanawia się, jak brzmi bezpieczeństwo. Jakie dźwięki kojarzą nam się ze spokojem, z ukojeniem. Film pełen jest odgłosów, szeptów, szelestów. Możemy też usłyszeć i zobaczyć, jak wygląda praca dźwiękowca „od kuchni”. Co tworzy dźwięk skrzypiącego zimą pod butami śniegu, a co brzmi jak rozkładany na wietrze spadochron?
– Gdy szukaliśmy pomysłu na kampanię, na myśl przyszła nam wspaniała osoba – Pan Henryk. Mający ciekawą przeszłość zawodową, a dodatkowo to bardzo przyjazny, ciepły człowiek – wspomina Julia Kałużyńska, kierująca działem Social Media Communication w Bluerank, agencji współpracującej z UNIQA. – Poza tym, pomysłem związanym z dźwiękami wpisujemy się w bardzo aktualny na rynku trend ASMR.
ASMR (Autonomous Sensory Meridian Response – samoistna odpowiedź meridianów czuciowych) to zjawisko przyjemnego uczucia mrowienia w okolicy karku, wywoływane np. odpowiednimi dźwiękami: szeptem, szelestem, szumem. Zjawisko zostało zbadane przez naukowców. Ich zdaniem, ASMR jest faktyczną aktywnością mózgu, która ma bardzo dobry wpływ na nasze zdrowie.
– Dbanie o bezpieczeństwo naszych klientów jest wpisane w misję naszej marki oraz misję polskich spółek UNIQA. Pozwalamy klientom cieszyć się życiem, wspierając ich każdego dnia, by żyli bezpieczniej, dłużej, lepiej. Nowa kampania wizerunkowa na Facebooku świetnie się w to wpisała – mówi Katarzyna Ostrowska, dyrektorka ds. komunikacji marketingowej i PR, UNIQA Polska.
Zbigniew Żmudzki